– Co to za pytanie? – oburza się jakiś Niewidzialny Oburzysta. Ano, tak w razie gdyby ktoś akurat potrzebował poradnika, bo goście zostali dłużej niż powinni albo z wizytą wpadła Mamusia i słodko acz złośliwie komentowała smak rosołu bez wkładki.
Niezawodnym sposobem na wzbudzenie wzburzenia jest oczywiście poczekanie, aż delikwent zaśnie. Wtedy to łapiemy go za ramię, potrząsamy i pytamy:
– Śpisz?!
Efekt murowany. Ubaw po pachy.*
*Nie pokrywam kosztów leczenia urazów doznanych w ten sposób. Nie wpłacam też kaucji za ofiary tego niewinnego żartu, które w skutek afektu dokonały zbrodni (albo chociaż naruszenia).
Każda matka wie, że jest wiele dróg, które prowadzić nas mogą na skraj wytrzymałości. Niektóre są kręte i długie, jak na przykład notoryczne rozwalanie skarpet po domu. Pierwsze trzysta par jeszcze nie robi na nas wrażenia, ale pewnego dnia, ta jedna skarpeta…
Dzieci są dobre we wkurzaniu. Najpierw chcą grać w szachy, a jak przegrywają sromotnie piąty raz z rzędu to płaczą, rzucają planszą, dławią się pionkami… Przecież same chciały!
Wiem, że ostatnio wspominałam, że mam w domu bałagan nie z tej ziemi. To oczywiście prawda, ale kiedy okazało się, że to jednak NIE DEPRESJA , tylko po prostu brak kofeiny, to zaczęłam sprzątać. Nic mnie tak bardzo nie denerwuje, jak ktoś, kto nie szanuje mojego porządku. Właśnie skończyłam szorować łazienkę, a tu Ojciec Dzieciom wytarł ręce i siup! – ręcznik na pralkę. Co dzieci jadły na śniadanie mogę dokładnie prześledzić po plamach na świeżo wypranej pościeli i resztkach wszystkiego wszędzie (głównie w kuchni na blacie), chociaż wstałam dwie godziny po nich. Nawet kubek nonszalancko postawiony na regale w myśl zasady: „Kiedyś zabiorę po drodze do kuchni” doprowadza mnie do szału! Wiecie o czym mówię, nie? Posprzątaliśmy, przez 10 sekund niech nikt się nie rusza, dajcie mi się nacieszyć tym stanem. Jest czysto, a ja mogę spokojnie usiąść do pracy. To poczucie ulgi, spełnionego obowiązku, dobrze wykonanej roboty jest bezcenne.
Wczoraj wieczorem wrócili do nas Chłopcy. Rozebrali się, swoje kurtki i buty odłożyli na miejsce, a nawet pomogli Emmie, która rozsiadła się na podłodze i prosiła o zdjęcie butów (chociaż sama doskonale sobie z tym radzi!). Bez słowa weszli do swojego pokoju i sprzątnęli go, odkładając zabawki, którymi się nawet nie bawili. Książki poustawiali na regale, ubrania pochowali do szuflad. Zajęło im to kilkanaście minut, ale potem w spokoju każdy zajął się swoimi sprawami. Patrzyłam na nich z pewnym podziwem – bez mówienia, po prostu posprzątali swój pokój. W moim spojrzeniu było też trochę współczucia.
Wyobraźcie sobie jak się dzisiaj wkurzą, jak zobaczą, że na środku pokoju leży wielka góra zabawek, które walały się po całym mieszkaniu, a ja im je tam po prostu zniosłam.
Funkcja trackback/Funkcja pingback