19 września przeszłam operację bariatryczną – bypass żołądka. Od tamtej pory moje życie jedzeniowe bardzo się zmieniło. Opowiem wam jak te zmiany wyglądały i czy drugi raz podjęłabym taką samą decyzję.
Lista rzeczy zabronionych
Po operacji dostałam bardzo długą listę rzeczy, których już sobie nie pojem. Były na niej między innymi: majonez, grzyby, strączki czy surowe owoce. Z nadzieją szukałam na tej kartce brokuła, niestety bezskutecznie. Moja dieta po-operacyjna była nieco nietypowa, bo wtedy, kiedy większość ludzi dokonuje kroku spomiędzy bulionów do pomidorowej, ja jadłam jajecznicę (pól jajka), kiedy inni przechodzili na puree, ja mogłam już jeść wszystko (o ile dobrze pożułam). Kontakt z sokiem pomarańczowym zrobił na mnie większe wrażenie niż jakikolwiek alkohol, który miałam nieprzyjemność pić.
Lista rzeczy dozwolonych
Na szczęście na drugiej stronie tych kart z zakazanym jedzeniem była lista rzeczy, które mogę jeść (i ile dobrze pogryzę). I niestety był tam brokuł i jogurt naturalny, ale w licznym towarzystwie bardziej jadalnych produktów. Widząc tam mięso, jajka, sery, mleko, ryż, makaron, ziemniaki i różne inne dobra, zastanawiałam się, gdzie jest haczyk. Otóż haczyk miał się okazać później, na przykład w paryskiej restauracji przy Champs Elysees, gdzie wytęskniony makaron z pieczarkami, okazał się niekompatybilny z moim nowym wnętrzem. Ponieważ na liście Samego Dobra była i ryba i ryż i miękkie warzywa, to jak drut mi z tego wychodziło sushi a dokładniej california roll. Moje serce tęskniło za sushi, ale świeżo poskładany żołądek dawał jeszcze o sobie znak. Ostatecznie pierwsze sushi zjadłam po dwóch tygodniach od operacji i oczywiście nieco się zatkałam. To wtedy dowiedziałam się, że istnieją dwa rodzaje głodu.
Głód żołądka i głód głowy
Pewnie się zdziwicie, ale nie zoperowali mi mózgu. Na widok sushi nadal automatycznie otwierają mi się usta na szerokość trzech rolek. Kto jadł sushi, ten wie, że to krótka jest rozmowa. Otwierasz paszczę, wrzucasz, połykasz. Nie jest to danie wymyślone właśnie po to, żeby je długo i namiętnie żuć (conajmniej 20 razy), a już na pewno nie po to, żeby je dzielić na kęsy i jedną część jeść na trzy raty (grozi to utratą awokada!). Ugasiłam pragnienie sushi w kilku podejściach. Ekonomicznie, bo jedna rolka (6 kawałków) jest dość tania. Mi ona wystarczała na cały dzień, trzy pełnowartościowe posiłki. Tymczasem głód żołądka pojawia się tak, jak się pojawiał. Rzecz w tym, że znika tak szybko jak się pojawił – czyli po dwóch łyżkach zupy, albo połowie ziemniaka, albo plastrze szynki.
O jeden kęs za daleko
Z tak poprzestawianymi wnętrzami ciężko czuć się „tak samo jak wcześniej”. Pierwszym zaskoczeniem była dla mnie lokalizacja żołądka (jest po lewej stronie, a nie na środku). To już w szpitalu wzbudziło moją konsternację, upewniałam się u chirurga. Zaręczał, że u każdego, kogo operował, żołądek był jednak bardziej po lewej niż gdziekolwiek indziej. Niech mu będzie.
Potem też nie było lżej. Okazuje się, że rekomendują jedzenie powoli, nie dlatego że zależy im, żebym każdy posiłek jadła zimny. Otóż sens ma to taki, że czasami ten moment między ustami a brzegiem żołądka wypełnia się w ostatniej chwili, kiedy my już załadowaliśmy kolejną dostawę ryżu z łososiem. Ból towarzyszący „przejedzeniu” czy też przepełnieniu żołądka jest zupełnie nowym doznaniem. Opisałabym to po poetycku, że trochę jakby ktoś jednocześnie wbijał w żebra widły i dmuchał materac plażowy w środku ciebie. Często mi się jeszcze zdarza zjeść o jeden kęs za dużo. Szczególnie kiedy jem coś w z Ojcem Dzieciom. On je, jakby manier tych uczył się nie w Weraslu, ale w koszarach.
Kolejnym nowym doświadczeniem jest dumping syndrome, w którego istnienie nie wierzyłam, ale potem zjadłam kawałek czekolady i można powiedzieć, że zostałam nawrócona. Nagły wzrost poziomu cukru we krwi powoduje przyspieszenie akcji serca, poty i poczucie ogólnej paniki, że co się dzieje, czy oto idę do piekła, bo po tej operacji śledzi mnie jakiś diabeł-bariatra, który sprawdza czy nie żrem słodyczy. Nie wystawiam się na cukrowe ciosy, bo przyjemność z czekolady jest nieporównywalnie mniejsza niż nieprzyjemności jakie mnie z tego tytułu spotykały.
Po drugiej stronie lustra
No dobra, gadasz i gadasz, ale jakieś liczby, dane, statystyki, twarde dowody, miękkie umiejętności, rozmiary, centymetry, krótko mówiąc wymierne korzyści operacji. Od dnia mojego ślubu (12 sierpnia 2017) do dzisiaj (7 listopada 2017) schudłam 20 kilo. Od operacji schudłam 15.
Różnicę widzę na zdjęciach swojej twarzy (wrzuciłam wam nawet na Instagram!), trochę też w tym, że wczoraj wyrzuciłam kolejną za dużą parę spodni, która nadawała się tylko do bycia wywaloną.Będąc w Polsce pozyskałam kilka nowych ubrań, z których wychudła moje mama (dzięki za sukienkę!). Kilka moich ubrań, które na dnie szafy czekały lepszych czasów, w końcu się doczekały. Okazało się, że dzwony już wyszły z mody, a niektóre bluzki zdążyły do niej wrócić.
Z lustra zaczyna na mnie patrzeć twarz, którą kiedyś znałam. Uśmiechamy się do siebie trochę niepewnie, jakby ta iluzja miała za chwilę zniknąć. Boję się, że mrugnę, a w lustrze znowu zobaczę obcą własną twarz.
Tymczasem w rzeczywistości realnej
Ten czas od operacji minął mi błyskawicznie. Zmiany, którym musiałam stawić czoła, wydawały mi się niemożliwe do zaakceptowania. Szczególnie, że wody nie można już pić haustami, tylko elegancko sączyć ją trzeba. Jednak czas mijał, a zmiany się wydarzały. Nie miałam nic do powiedzenia, bo chociaż głód mózgu doskwierał mi, szczególnie w sytuacjach bardzo stresowych (a tych nie brakowało mi w październiku), żołądek stał na straży mojego zdrowia. Moje ciało stało się narzędziem, z którego staram się korzystać najlepiej jak akurat mogę.
Fajne okazało się coś, czego się nie spodziewałam – kiedy mam ochotę na coś słodkiego, wystarcza mi często sam zapach albo maleńki kęs, żebym zaspokoiła ten głód głowy. W ten sposób nie czuję, że wiecznie sobie czegoś odmawiam, że nigdy już czegoś mi nie będzie wolno.
Dopiero wróciłam do Francji i wdrażam się na nowo w codzienność, której nowym elementem jest pewien szczeniak, który rozszczelnia się co pól godziny. Jak będzie dalej? Czas pokaże.
Czy poddałabym się tej operacji jeszcze raz? Oczywiście! To była najlepsza decyzja w moim życiu. Ale dobrze, że takie rzeczy robi się tylko raz… na zawsze.
Wizyta kontrolna
Dzisiaj miałam pierwszą wizytę kontrolną. Powinna się ona odbyć po miesiącu, jednak byłam wtedy w Polsce. Co powiedział mój chirurg, kiedy policzył ile schudłam?
– No, jest bardzo dobrze! Ale nie tak, żeby nie mogło być lepiej!
Na szczęście powiedział też, że mogę już zapomnieć o tej liście i jeść surowe warzywa i owoce! Hurra! Nareszcie! Oczywiście dopytałam, czy te w occie to też są surowe, bo tak się składa, że nawiozłam z Polski buraków, co mi babcia zrobiła. Tak czy siak – MOGĘ jeść warzywa! Bardzo za nimi tęskniłam!
Czy poddałabym się tej operacji jeszcze raz? Oczywiście! To była najlepsza decyzja w moim życiu. Ale dobrze, że takie rzeczy robi się tylko raz… na zawsze.
Dziękuję wam za wyrozumiałość i wsparcie, jakie od was otrzymałam ostatnio. Październik był dla mnie bardzo, bardzo ciężkim miesiącem i w tym roku płynnie przechodzę do grudnia, z pominięciem listopada. Zaglądajcie na Insta Stories, bo rzuciłam sobie wyzwanie, że codziennie, aż do świąt będę wrzucać coś Gwiazdkowego. Takie moje małe vlogmas. 🙂 Do zobaczenia!
Będę zaglądać na insta na pewno! Serce rośnie! Podziwiam Ciebie! Kawał świetnej roboty wykonałaś! 💪🏼
Powiem tylko że podziwiam…. Wielki szacunek.
Dzięki 😉 Chociaż jak już to zrobiłam, to wydaje mi się, że nic nie zaszło. 🙂
Podziwiam, Jesteś wspaniała.
Dziękuję ! <3
Aniu, strasznie przezywam ta Twoja operacje. Ciesze sie, ze sie udalo i idzie w dobra strone! I przykro mi z powodu pazdziernika.
Dzięki Marta. Takie październiki to kiszka, ale już mamy… grudzień! 🙂
Szczerze podziwiam i trzymam kciuki! Pozdrawiam serdecznie!
brawo, dzielna dziewczyno!
podziwiam, ja bym się nie odważyła na taką operację.